Proszę was o szybką pomoc.
"Jedna z ampularii miała jakiegoś pasożyta który z niej wystawał. Był długi na 2-3 centymetry i biały."
Akwarystyką zajmuję się od 2 lat, jednak od niedawna jestem studentem i nie mogłem ze sobą zabrać mojego akwarium przez co rzadko je obserwuję. Tak więc zostawiłem moje akwarium rodzicom i 3 miesiące temu zrobiłem restart przenosząc akwarium z pokoju do kuchni. Akwarium (112l) mam na ziemi ogrodowej, pełne roślin z 5 ampulariamii, 2 skalarami, 3 mieczykami, 3 kosiarkami, 1 sumem afrykańskim i z trzema bojownikami (1 samiec).
Dotąd szło mi fantastycznie jednak 3 tygodnie temu padła mi jedna ampularia więc ją odłowiłem. Gdy wczoraj wróciłem do domu zastałem resztę ampularii osowiałych. Dziś je wyłowiłem myśląc że może są głodne i w misce dałem im do zjedzenia parę plasterków ugotowanej marchewki którą już się nie raz poza akwarium zajadały (ponieważ bałem się zabrudzenia wody). Jednak nie ruszały się przez 2 godziny. Wtedy pomyślałem o jakiejś chorobie (a że chorowały tylko one to chciałem kwarantannę zacząć od nich w moim mieszkaniu w Krakowie (rodzice nie znają się na akwarystyce). Jednak gdy wkładałem je do słoika zauważyłem coś dziwnego. Jedna z ampularii miała jakiegoś pasożyta który z niej wystawał. Był długi na 2-3 centymetry i biały. Ślimaki raczej są martwe, nie dają znaku życia, chyba ich nie uratuję. W podłożu nie widzę żadnych pasożytów, tak samo u ryb nie widzę żadnych zmian w zachowaniu. Czy rybom coś zagraża? Jaka jest szansa, że pasożyty są także poza ciałami martwych ampularii, np. w podłożu? Czy zrobić restart i kwarantannę rybom?
Domyślam się jedynie, że pasożyty mogły dostać się drogą kranową, w ziemi ogrodowej ze sklepu lub z innymi rybami, gdyż moi rodzice chcieli nowe bojowniki i mieczyki (ryby zostały już podliczone wcześniej w obsadzie). Proszę, pomóżcie mi!
To mój pierwszy wpis więc proszę o wyrozumiałość.
"Jedna z ampularii miała jakiegoś pasożyta który z niej wystawał. Był długi na 2-3 centymetry i biały."
Akwarystyką zajmuję się od 2 lat, jednak od niedawna jestem studentem i nie mogłem ze sobą zabrać mojego akwarium przez co rzadko je obserwuję. Tak więc zostawiłem moje akwarium rodzicom i 3 miesiące temu zrobiłem restart przenosząc akwarium z pokoju do kuchni. Akwarium (112l) mam na ziemi ogrodowej, pełne roślin z 5 ampulariamii, 2 skalarami, 3 mieczykami, 3 kosiarkami, 1 sumem afrykańskim i z trzema bojownikami (1 samiec).
Dotąd szło mi fantastycznie jednak 3 tygodnie temu padła mi jedna ampularia więc ją odłowiłem. Gdy wczoraj wróciłem do domu zastałem resztę ampularii osowiałych. Dziś je wyłowiłem myśląc że może są głodne i w misce dałem im do zjedzenia parę plasterków ugotowanej marchewki którą już się nie raz poza akwarium zajadały (ponieważ bałem się zabrudzenia wody). Jednak nie ruszały się przez 2 godziny. Wtedy pomyślałem o jakiejś chorobie (a że chorowały tylko one to chciałem kwarantannę zacząć od nich w moim mieszkaniu w Krakowie (rodzice nie znają się na akwarystyce). Jednak gdy wkładałem je do słoika zauważyłem coś dziwnego. Jedna z ampularii miała jakiegoś pasożyta który z niej wystawał. Był długi na 2-3 centymetry i biały. Ślimaki raczej są martwe, nie dają znaku życia, chyba ich nie uratuję. W podłożu nie widzę żadnych pasożytów, tak samo u ryb nie widzę żadnych zmian w zachowaniu. Czy rybom coś zagraża? Jaka jest szansa, że pasożyty są także poza ciałami martwych ampularii, np. w podłożu? Czy zrobić restart i kwarantannę rybom?
Domyślam się jedynie, że pasożyty mogły dostać się drogą kranową, w ziemi ogrodowej ze sklepu lub z innymi rybami, gdyż moi rodzice chcieli nowe bojowniki i mieczyki (ryby zostały już podliczone wcześniej w obsadzie). Proszę, pomóżcie mi!
To mój pierwszy wpis więc proszę o wyrozumiałość.